"V" jak veteran :)... jak można tak nazwać kategorię wiekową na zawodach sportowych!? trochę czułem się jak bez nogi czy ręki. No nieważne, mnie się bardzo dobrze jechało. Pierwsza pętla troszkę nerwowa, następne dwie z ustabilizowanym pulsem. Za mój trud i pot dostałem dyplomik za piąte miejsce. A na koniec jeszcze musiałem taszczyć złoty puchar Marzeny - nie muszę dodawać, że to kolejny - gratulacje!
fotka z fotoarchiwum "goszyg"
moja Marzenka leci po zloto z uśmiechem :), fotka z fotoarchiwum "goszyg"
no to po pracy poleciały 4 quasi pętelki FamilyCupa w Sopocie. Puchaty upodlił mnie okropnie... no ma parę chłop. Dobrze że była z nami Marzena, to jakoś się powstrzymywał przed pełnym rozkręceniem.
Luda jak na jarmarku... zastanawialiśmy się z Marzeną czy startując z 11 sektora będziemy się ścigać z koszykami wiklinowymi oraz maluchami mniejszymi od ich rowerów. Aby uniknąć kompromitacji - bo jak to potem będzie widać na zdjęciu - pojechali reprezentować Trójmiasto, dzielnie pchaliśmy ku przodowi. 25 minut stania w pełnym słoneczku odpowiednio zlasowało nam umysły... Orgi podniecały się, że będzie to najciekawsza i zarazem najtrudniejsza edycja!!! no to jechałem zachowawczo z lekką rezerwą na te interwały... i nic ;/ tak czy siak maratonik udany, bo ukończony :)
open mega 126, kat 50 - znów poza podium, hehe ale naiwniak. Moja Marzena wykręciła sreberko...
rano piękna pogoda, leciałem jak szalony. nawet nie zdążyłem się zatrzymać i trzasnąć fotki palącego się golfa, jaki słodki widok :) a teraz się posrała pogoda... miał być jeszcze wieczorny lekki trenindżek. Zamiast tego będzie, jeszcze sam nie wiem!
Nie ma to jak słoneczny dzień po nocnej obfitej ulewie. niby ok, ale wiadomo, że coś się będzie działo ;-). Bażantarnia przywitała nas z należytym błotnym szacunkiem. Na początek spacerek... powtarzałem sobie, że teraz będzie ciężko a potem już tylko gorzej - i miałem rację. 3km mokrego offroadu. komary, pokrzywy i pot lecący po tyłku. Po marszu na wschód dotarliśmy do Słobitów gdzie obadaliśmy ruiny pałacu. resztki dwupiętrowej sali balowej! - tu sie musiało dziać... W tej okolicy jest sporo starych PGR-ów o pałacowej architekturze. Widać ze poprzednie władze zabawiły się w Robin Hooda. Zabrały bogatym i dały biednym. szkoda że biedni dalej są biedni i mają wszystko w dupie bo dostają swój zasiłek...
co by zmienić temat na mniej polityczny to po wyprawie w Elblągu naturalnie trzeba było uzupełnić elektrolity "Specjalnym" izotonikiem :)
Trochę spraw na mieście... najpierw rama do serwisu potem obiadek a na koniec zakup nowej puszki pysznego Nutrenda, aha i jeszcze żelki Xenofita - energia na maratonie z powietrza się nie bierze!
Dziś na Łostowickiej atakowało mnie wszystko. Z prawej koparka, z lewej autobus, od tylca TAXI, od przodu cośtam. Nawet z góry na łeb leciał Wissair ;/
...podobno nie ma nic piękniejszego niż rodząca kobieta...ja podobnie wyglądam zdobywając kolejne wzniesienie ale na górze to jest już tylko piękny mój rower...