Luda jak na jarmarku... zastanawialiśmy się z Marzeną czy startując z 11 sektora będziemy się ścigać z koszykami wiklinowymi oraz maluchami mniejszymi od ich rowerów. Aby uniknąć kompromitacji - bo jak to potem będzie widać na zdjęciu - pojechali reprezentować Trójmiasto, dzielnie pchaliśmy ku przodowi. 25 minut stania w pełnym słoneczku odpowiednio zlasowało nam umysły... Orgi podniecały się, że będzie to najciekawsza i zarazem najtrudniejsza edycja!!! no to jechałem zachowawczo z lekką rezerwą na te interwały... i nic ;/ tak czy siak maratonik udany, bo ukończony :)
open mega 126, kat 50 - znów poza podium, hehe ale naiwniak. Moja Marzena wykręciła sreberko...
miszczu o czymś myśli...
Komentarze (4)
ważne ze maraton objechany, miejsce też niezłe jak na taki tłum, a jak potrzeba interwałów polecam Powerade, tylko troszke dalej w Polske trzeba jechać,
Pierwszy raz startowaliśmy z Maksem na Mazovii, bo akurat blisko było i trasa wg orga ciekawa i interwałowa. Owszem, były malownicze fragmenty, np mostek tuż przed metą, ale brakowało mi większych fragmentów leśnych, za dużo było jazdy po wioskach i łąkach. Dodatkowo, wydaje mi się, że 60 zł + 20 zł za czip to trochę za dużo zważywszy, że poza numerem startowym nie otrzymaliśmy żadnego pamiątkowego medalu, czy koszulki. Posiłek regeneracyjny nie umywał się do posiłku jaki otrzymaliśmy w zeszłym roku na maratonie w Kościerzynie, który do tej pory uważam za najsmaczniejszy, jaki jadłam. Na plus na pewno: podział na sektory (Lang powinien wziąć przykład), szybka informacja o wynikach, trasa składająca się z jednej pętli, świetnie zorganizowane bufety, dużo nagród w teletomboli, maty do siedzenia na starcie/mecie i super pogoda (ale to już nie zasługa orga). Gdyby jeszcze rower nie nawalił, to byłabym całkiem usatysfakcjonowana...
...podobno nie ma nic piękniejszego niż rodząca kobieta...ja podobnie wyglądam zdobywając kolejne wzniesienie ale na górze to jest już tylko piękny mój rower...