Chamstwo na ulicach znów wyznacza nowy poziom! szkoda gadać, trzeba się uśmiechnąć - naturalnie do siebie - i jechać dalej. Debil zawsze będzie debilem.
to był dobry dzień na maraton... naturalnie doskonale wiedziałem, że nie mam absolutnie żadnych szans na wygraną, ale lubię bardzo ten stan perfidnego upodlenia na mecie. a myśl o ostatnich 5km, gdzie rower waży 5 ton wywołuje u mnie dodatkowe wiercenie w brzuchu...o mały włos wszystkie te atrakcje by mnie ominęły!!! -a dlaczego??? -bo miszczowi nie za bardzo chciało się dokręcić śrubkę od tylnej przerzutki... ...i stojąc sobie tak w środku lasu żebrałem o klucz imbusowy - naturalnie, nikt nie miał lub wpadał w nieznaną mi amnezję, co jest całkowicie zrozumiałe dla mnie ;) - w końcu to maraton. po 10 minutach spacerku w kierunku startu otrzymałem imbusik od spotkanych rowerzystów - (za co im serdecznie dziękuję). Pierwszy raz spotkało mnie to... czyli bycie ostatnim jak palec na maratonie. Przede mną wszyscy, a za mną nikt...fatalne uczucie :( Postanowiłem dogonić Marzenę i pociągnąć ją do mety. Ktoś musi z naszego teamu "Kurwelo" mieć pudło! Plan się udał...mimo mojej wpadki bardzo fajny maraton w szalenie pięknym terenie na jednej 65 km pętli! Szacunek dla organizacji dla Klubu KSR, a w szczególności Emo!
Co by być jak pro zawodnik, postanowiłem z Marzeną zrobić mały objaździk trasy Jesiennego maratonu. Jechaliśmy na podstawie śladu GPS z 2010 roku... ale jakiś dziwny ten ślad. Nie pamiętam pewnych odcinków i drewnianego mostku przez potoczek!? może to wina zbyt długiej jazdy z beztlenowej strefie w poprzednich latach... no wiadomo z tasiemkami lepiej się jedzie :pppp mieliśmy kilka przerw, przecież nie odpuszczę ładnym grzybkom. na sam koniec zgubiliśmy trasę tuż przed metą na nowo wprowadzonym u-elemencie trasy. aha prawie zapomniałem! jakiś chujek kupił sobie las i zrobił tam teren prywatny... trasa niespodziewanie skończyła się na płocie!
Sopocki Rajd Rowerowy... nie ma to jak ściganie na oldschoolowych regułach :) -bez pomiaru czasu... (o elektronicznym już nie wspominam) -bez opłat -bez klasyfikacji czyli open ALE!trasa na miarę XC, finał z nagrodami i to całkiem całkiem. w siateczkach za 3 pierwsze miejsca fancików za 250 zeta na głowę. Impreza miała charakter rodzinny ale mamusiek i tatusiek nie było, no ale ściganie to ściganie. skromnie zorganizowana ale punkcik dla Orga za cokolwiek mtb w Sopocie! Byłem, pojechałem nie wygrałem i zająłem 5miejsce.
rano jak zwykle z uśmiechem i swoistego rodzaju pogardą mijałem uczestników tzw porannego "stoicyzmu ulicznego". Czysta słodycz płynąca z ulicznego slalomiku :). W drodze powrotnej trza było się pilnować, bo zbliżała się godzina zero czyli przewidywana katastrofa - zresztą kolejna - mecz Polska Niemcy... Do pępka świata podążała niezliczona ilość golfów, pasatów, audi wypchanych po szyberdachy kibiców, która miała w dupie że czerwone światło, że na pasach akurat wypadł postój, że kierunkowskaz się włącza, że petów się nie rzuca na ulice...
Szlak zielony został częściowo przetarty. pierwszy etap z Otomina do Kolbud odbył się z tempie ekspresowym. Potem zaczął się cyrk, który pamiętam z któregoś późnojesiennego wypadu. Myślałem, że błoto tam zalega na jesień i zimę. A tu taka niespodzianka! Blask mojej biczy prysnął po lądowaniu w papce błotnej... co za chrzęst łańcucha, tarcz hamulcowych... troszkę poczułem się jak dzik, świeżo wytarzany w breii... dobra chyba się rozmarzyłem! błotne kąpiele zostawię sobie w spa a nie w lesie :D Z Przywidza dalej polami pomknęliśmy w kierunku Wieżycy. Pechowo atak wykonaliśmy od strony parkingu. Marzena była strasznie zawiedziona brakiem ostrego podjazdu!, sugerując potrzebę kolejnej wyprawy od strony stacji kolejowej!Potem szybko asfaltem do Chmielna na papu. O 18:00 gotowi i zwarci pojechaliśmy czerwonym i niebieskim w kierunku Jaru Raduni w asyście sztucznego oświetlenia. Teraz już tylko szuterkami, asfalcikami do domku przez Przyjaźń itpe itede :)
TRASA
czarna dupa między Kolbudami a Przywidzem na zielonym szlaku. ... i tak przez 3km z rowerem pod pachą nie pamiętam by ostatnio padało, ale w Przywidzu śliska glina! taki tam wiejsko,sielsko,późno letni obrazek :) Wieżyca peak, strasznie dużo luda było :/
...OSM (okręgowa spółdzielnia mleczarska) czyli jazda na tublessach zalanych mleczkiem. Tak mi się spodobała jazda do pracy, iż wykonałem sobie mały "skrócik" nadkładając dodatkowe parę leśnych kaemów. Czeka mnie jeszcze praca nad dobraniem optymalnego ciśnienia.
...podobno nie ma nic piękniejszego niż rodząca kobieta...ja podobnie wyglądam zdobywając kolejne wzniesienie ale na górze to jest już tylko piękny mój rower...