Luda jak na jarmarku... zastanawialiśmy się z Marzeną czy startując z 11 sektora będziemy się ścigać z koszykami wiklinowymi oraz maluchami mniejszymi od ich rowerów. Aby uniknąć kompromitacji - bo jak to potem będzie widać na zdjęciu - pojechali reprezentować Trójmiasto, dzielnie pchaliśmy ku przodowi. 25 minut stania w pełnym słoneczku odpowiednio zlasowało nam umysły... Orgi podniecały się, że będzie to najciekawsza i zarazem najtrudniejsza edycja!!! no to jechałem zachowawczo z lekką rezerwą na te interwały... i nic ;/ tak czy siak maratonik udany, bo ukończony :)
open mega 126, kat 50 - znów poza podium, hehe ale naiwniak. Moja Marzena wykręciła sreberko...
rano piękna pogoda, leciałem jak szalony. nawet nie zdążyłem się zatrzymać i trzasnąć fotki palącego się golfa, jaki słodki widok :) a teraz się posrała pogoda... miał być jeszcze wieczorny lekki trenindżek. Zamiast tego będzie, jeszcze sam nie wiem!
Nie ma to jak słoneczny dzień po nocnej obfitej ulewie. niby ok, ale wiadomo, że coś się będzie działo ;-). Bażantarnia przywitała nas z należytym błotnym szacunkiem. Na początek spacerek... powtarzałem sobie, że teraz będzie ciężko a potem już tylko gorzej - i miałem rację. 3km mokrego offroadu. komary, pokrzywy i pot lecący po tyłku. Po marszu na wschód dotarliśmy do Słobitów gdzie obadaliśmy ruiny pałacu. resztki dwupiętrowej sali balowej! - tu sie musiało dziać... W tej okolicy jest sporo starych PGR-ów o pałacowej architekturze. Widać ze poprzednie władze zabawiły się w Robin Hooda. Zabrały bogatym i dały biednym. szkoda że biedni dalej są biedni i mają wszystko w dupie bo dostają swój zasiłek...
co by zmienić temat na mniej polityczny to po wyprawie w Elblągu naturalnie trzeba było uzupełnić elektrolity "Specjalnym" izotonikiem :)
Trochę spraw na mieście... najpierw rama do serwisu potem obiadek a na koniec zakup nowej puszki pysznego Nutrenda, aha i jeszcze żelki Xenofita - energia na maratonie z powietrza się nie bierze!
Dziś na Łostowickiej atakowało mnie wszystko. Z prawej koparka, z lewej autobus, od tylca TAXI, od przodu cośtam. Nawet z góry na łeb leciał Wissair ;/
Parno jak cholera, od południa ciągną ciemno-stalowe chmury. Może przejdzie bokiem. Nóżki troszkę swędzą, pojechało by się gdzieś. Rafał ostatnio zapodał szokującego njusa. Kamienna Twarz zniknęła... WOW! Niemożliwe aby ktoś 150kg żmula wytaszczył z lasu a w Davida Kopperfielda już dawno nie wierzę... nigdy w niego nie wierzyłem. Jedno jest pewne, Kamienna Twarz dalej skrywa swoje tajemnice. Rafałowi nawet udało się dowiedzieć czegoś więcej, świeci tak do dziś... Teraz staram się go omijać z daleka - jakiś taki napromieniowany chodzi z białą poświatą :D
Coraz częściej zdarza mi się myśleć za kierowcę... na kierunku kolizyjnym. Widzę,że jedzie takie ciele autem, zobaczył zieloną strzałkę i rura, zapominając o przejściu czy ścieżce rowerowej... Dziś zaliczyłem trzecie przerysowanie maski SPD -em w tym sezonie. I powiem tak, gówno mnie obchodzi ze gość ma rysę na masce czy błotniku. My dwukołowcy musimy walczyć o swoje prawa... naturalnie nie za cenę kalectwa ;/. Dziś już spokojnie idę spać...czy faktycznie czerwone to zielone?... nie wiem i chyba się nie dowiem.
Świeżo po deszczyku prosto do lasu. Dziwnie się zrobiło, bo wszystko parowało i pojawiła się lekka mgiełka. Osobiście zaliczyłem niebieski szlak ze zjazdem :) Po zjeździe wracałem z bananem do domu. Dobrze czasem tak się wyhuczeć w lesie.
...podobno nie ma nic piękniejszego niż rodząca kobieta...ja podobnie wyglądam zdobywając kolejne wzniesienie ale na górze to jest już tylko piękny mój rower...