Świeżo po deszczyku prosto do lasu. Dziwnie się zrobiło, bo wszystko parowało i pojawiła się lekka mgiełka. Osobiście zaliczyłem niebieski szlak ze zjazdem :) Po zjeździe wracałem z bananem do domu. Dobrze czasem tak się wyhuczeć w lesie.
Twarda z niej sztuka. Po pierwszej glebie pozbierała grzecznie rowerek, podprowadziła go na górę krzycząc, że nie jedziemy dalej póki nie zjedzie jak należy!!! -i tak jeszcze 4x! Pomyślałem sobie, ...hmmm wola walki, to jest to! brawo :)
Zasadniczo plan był prosty. Z Kościerzyny leśnymi duktami do Juszek, Wdzydz, Gołunia, gdzie jeszcze okoliczne malutkie oczka-jeziorka były skute lodem, potem dalej do Olpucha. Na południe zgodnie z kierunkiem linii kolejowej do Borska na stare lotnisko wojskowe zobaczyć wyścigi na 1/4 mili. Następnie do miejscowości Odry pozwiedzać Rezerwat "Kamienne Kręgi" - takie małe polskie Stonehenge. Jak mówi legenda a miejscowi potwierdzają w tzw Elipsie można się doładować energią. Miałem mało powietrza w oponie, wiec postanowiłem za darmo doładować trochę energii w dętkę... nic nie wyszło. W wielu miał być półmetek z popasem. Z dawnych czasów pamietam, że tam tętniło życiem w sezonie i można było sobie dobrze zjeść. Poza sezonem to jedna wielka czarna dupa, gdzie jedyny sklep z browarem otwarty jest do 17:00. Normalna masakra, wszystko wypite z bidonu, pusto w plecaku i brzuchu zaczynamy przyzwyczajać się do myśli powrotu na głodniaka. Ale stał się cud, mała wioska Kliczkowy, jedna stodoła i jeden otwarty sklep... zestaw regeneracyjny: sucha buła, parówka i IceTea. Niefortunnie otwierając opakowanie upuściłem mięsne jedzonko na ziemię w piasek, a sklep właśnie zamknięty. Trza sobie radzić. parówkę obmywam z chirurgiczną precyzją rzeźnika w IceTea. Dobra trza dalej jechać zachodnią stroną jeziora Wdzydzkiego do Czarliny. Po drodze spotykamy niezliczone ilości saren i koziołów. Na polach jakby wypas hodowlany :) Słoneczko się powoli chowa za horyzont, zwierzaków coraz więcej lata i fruwa po lesie. Do Kościerzyny wracamy przez Łubianę od strony strzelnicy wojskowej.
czy ja wyglądam na debila...? ... zrobiło się wiosennie i zdecydowanie cieplej, czas na wymianę opon w samochodzie. Pojechaliśmy do kilku serwisów oponiarskich... Ubrany w rowerowe ciuchy pytam typa-szefa o komplet opon, gość myśli i myśli po czym odpowiada że nie prowadzą sprzedaży opon do rowerów - ręce opadają ;/ Następny serwis... to samo pytanie i odpowiedź... że do motocykli i rowerów nie mają!!! Jedziemy dalej... powtarzam pytanie, i znów tekst - do roweru??? nosz kur wa ma ć. -czy ja wygladam na debila??? jakimś dziwnym językiem mówię... chyba jeszcze kolesie nie wytrzeźwieli po piątkowych baletach...
Wieczorna pętelka przez poligon, kawałek trasą zwiniętych torów. Potem przeskok z Matemblewa do Doliny Radości. Podjazd pod Pachołek od ul. Spacerowej...trochę trudniej się wspinało bo ciemno i dużo gałęzi. Marzena zakopała się dodatkowo w piachu. Zawsze pokonuje ten wjazd bez przestojów, więc postanowiła zjechać i rozpocząć od nowa... za drugim razem udało się. Reszta na ślepo do domu przez miasto.
Dziś zaliczony rezerwacik "Mewia Łacha". Dość szybko się jechało na świeżo założonych Ralphach. Wiatr w plecy znacznie pomagał w trzymaniu dobrej średniej. Marzena ładnie dokręcała z blatu. W Świbnie obraliśmy kierunek na północ i kamienistym brzegiem Wisły dojechaliśmy do rezerwatu. Nie ukrywam, że całkiem fajny pustynno-księżycowy klimacik tam panuje. W drodze powrotnej śmigneliśmy do Sobieszewa dziwną leśną drogą utworzoną na górze zamkniętego kanału, tunelu mającego ujście do Wisły? Domyślam się że jest to pozostałość starego kanału ściekowego z oczyszczalni Gdańsk??? (tylko moje przypuszczenia). Na powrocie zmieniła się pogoda i siła wiatru - prosto w ryj. W Gdańsku zatrzymaliśmy się na Bastione Żubr, gdzie pokazałem Marzenie resztki porcelanowych XVIIIw fajek.
plażowe artefakty na Mewiej Łasze
widok w morze
kult jednostek...
XVIII-wieczne cubuchy porcelanowych fajek wygrzebane na bastionie
Pojechaliśmy posprawdzać co i gdzie śmierdzi w Porcie Północnym... Zaczęło się od Siarkopolu - calkiem przyjemny zapaszek z piekła rodem. Potem Fosfory - najbliżej było mu do zapachu gnojówki. Dalej na połnoc jak w Kuwejcie, ropa i jakieś tam jej frakcje. Tuż obok pirs weglowy - bez zapachu. Na bazie kontenerowej smrodek z garkuchni hotelowej dla kierowców Tirów. Na Przeróbce jakieś dziwne zapachy chemii zapachowej. Dobrze, że wiał ciepły dość mocny wiatr. Wszystko szybko rozwiewał. Na cokole Pomnika Westerplatte był tak silny, że gwizdało między szprychami :) Na koniec jeszcze mała niespodzianka...
Postanowiłem rozpocząć sezon leśny... niestety jeszcze nie jest tak jak powinno być. W mocno zacienionych partiach lasu zalega śnieżna breja. Zrezygnowałem z eksploracji i udałem się szlakiem "zwiniętych torów kolejowych". Na odcinku Morena - zajezdnia tramwajowa, drzewa i większe krzaki w lini dawnych torów zostały zinwentaryzowane. To pierwsza przymiarka do budowy kolei metropolitalnej Trójmiasta... Do domciu już asfaltem w dobrym humorze śmiejąc się co chwile do księżyca. Dziś pełnia :)
koszmarna jakość - proszę to traktować jako dokument a nie dzieło sztuki ;D
...podobno nie ma nic piękniejszego niż rodząca kobieta...ja podobnie wyglądam zdobywając kolejne wzniesienie ale na górze to jest już tylko piękny mój rower...