Lajtowe kręcenie po mieście. Mała pętla przez Letnicę, wzdłuż morza na drobny popasik, potem powrót do domku. Aby się lepiej kręciło musieliśmy obrać sobie z Marzeną cel... czyli oscypki w Sopocie. Mam nadzieję że nie były robione przez cepra tylko górala. ach ta nadzieja :)
Nowy stadion. łoscipki... daleko na horyzoncie wieża K.Mariackiego
Test wykonany. Jakieś takieś zimne i wilgotne powietrze tego dnia było. Nieprzyjemnie się jechało...ale za to wesoło było jak z Marzeną zamienialiśmy się polarem ;-)
Niespodziewanie zaczął padać śnieg i dość mocno wiać wiatr. Naturalnie nie przeszkodziło nam to w realizacji niedzielnych - ROWEROWYCH - planów. Dziwne jak stare wyryte na pamięć trasy zapamiętane z lata wyglądają w biało-czarnych barwach. Złapaliśmy trochę pomyłek w lesie w trakcie jazdy do Sopotu. Mróz dał o sobie znać, uciszając strumienie i małe wodospady. Po drodze zatrzymaliśmy się przy pozostałościach starego młyna, gdzie bardzo, bardzo dawno temu bawiłem się jako dzieciak :)
Jesienny ciepły wiatr w twarz chyba dawno nam tak nie sprawiał przyjemności. Nawet błoto i wycinka drzew na szlaku popadały w zapomnienie za machnięciem ręki... tylko jakoś smutno się zrobiło w Nadolu. Zimny beton z masą śmieci straszyły ostatni raz w tym roku... więc podwójnie opłacała się jazda. Następnego razu już może nie być. Zawsze zostaną zdjęcia :)
tak wiało że Marzenia musiała troszkę wyprostować do pionu
Jesień w lesie już tylko w kolorze mokrego brązu. Taka jakaś przyjemna cisza przerywana chrzęstem piasku w zębach :) Tym razem Wieżyca bez mgły. Na koniec powrót we dwójkę, znaczy się w trójkę. 2x Maks i Marzena...
polskie drogi... gdzieś pod Wieżycą
słońce wyciska ostatnie kolory jesieni - widok poprawia nastrój! centrum Chmielna
...podobno nie ma nic piękniejszego niż rodząca kobieta...ja podobnie wyglądam zdobywając kolejne wzniesienie ale na górze to jest już tylko piękny mój rower...