Na szczęście jak to mówi przysłowie - " niedzielna praca w gówno się obraca " było wprost odwrotnie. Dzięki wielkiej uprzejmości Puchatego ( wspaniałego przewodnika ) oraz fantastycznej grupie objechaliśmy kolejną wersję trasy Gdańskiej Skandii. Może będzie tak, a może siak. Jeżeli będzie siak to na 100% się styram i napocę. Pewnie za tydzień pojedziemy na kolejną odsłonę trasy, bo ta nie jest "tak" i "siak" :) aha zapomniałem dodać, po drodze z Marzeną złapaliśmy 3x laczyka. Na dziś skandia wygrywa...
"V" jak veteran :)... jak można tak nazwać kategorię wiekową na zawodach sportowych!? trochę czułem się jak bez nogi czy ręki. No nieważne, mnie się bardzo dobrze jechało. Pierwsza pętla troszkę nerwowa, następne dwie z ustabilizowanym pulsem. Za mój trud i pot dostałem dyplomik za piąte miejsce. A na koniec jeszcze musiałem taszczyć złoty puchar Marzeny - nie muszę dodawać, że to kolejny - gratulacje!
fotka z fotoarchiwum "goszyg"
moja Marzenka leci po zloto z uśmiechem :), fotka z fotoarchiwum "goszyg"
no to po pracy poleciały 4 quasi pętelki FamilyCupa w Sopocie. Puchaty upodlił mnie okropnie... no ma parę chłop. Dobrze że była z nami Marzena, to jakoś się powstrzymywał przed pełnym rozkręceniem.
...podobno nie ma nic piękniejszego niż rodząca kobieta...ja podobnie wyglądam zdobywając kolejne wzniesienie ale na górze to jest już tylko piękny mój rower...