Koniec świata, czyli...

Sobota, 11 czerwca 2011 · Komentarze(0)
...czyli zakupy u Żuchlińskiego. Totalna profanacja i niesmak do teraz. No ale se można pomacać wszystkiego bez liku. Marzena wymacała okulary i rękawiczki. Ja za pomoc w wyborze dostałem skarpetki gore-pierdziore :)
Zanim dojechaliśmy, to zaliczyliśmy spory kawałek żółtego szlaku w Dolinie Radości z obowiązkowym strumyczkiem. My i jakieś 1000 innych osób będzie go brukać w następną sobotę na Skandii u Czesia.



Powrót, przez kładkę na estakadzie Kwiatkowskiego. 2x próbowałem opluć samochód (tak mi jeszcze zostało z dzieciństwa) ale nie trafiłem bo był za duży wiatr i miałem kiepskie synchro w czasie.


W Gdyni mega popas i jazda dalej klifami do Sopotu - lanserskiej stolicy Polski. Na klifach zaliczyliśmy kilka technicznych zjazdów i naturalnie podjazdów ostro lawirując między turistikami o bosko spalonej na różowo skórze. Potem było już gorzej bo trafiliśmy na kongres PO w ErgoArenie. Zyliazdy autokarów i chaos na ulicach...

Dla zmiany nastroju w centrum Gdańska, co by nie mówić ze pod domem totalna wiocha i kury latające po ścieżce rowerowej :)

Komentarze (0)

Nie ma jeszcze komentarzy.
Wpisz trzy pierwsze znaki ze słowa ialou

Dozwolone znaczniki [b][/b] i [url=http://adres][/url]